
Wywiad z Pawłem Gliniewiczem, prezesem firmy Leasing Polski w Gdańsku, absolwentem i założycielem Fundacji Sympatyków II LO w Elblągu
W murach naszej szkoły, która w tym roku obchodzi swoje osiemdziesięciolecie, miałem przyjemność spotkać się z wyjątkowym gościem – Pawłem Gliniewiczem, absolwentem z rocznika 1991 i założycielem Fundacji Sympatyków II LO w Elblągu. Paweł Gliniewicz wrócił w miejsce, gdzie zdawał maturę, by podzielić się wspomnieniami, przemyśleniami i opowiedzieć o idei, która przyświeca jego fundacji.
Moim gościem jest Pan Paweł Gliniewicz, absolwent naszej szkoły i założyciel Fundacji Sympatyków II LO w Elblągu. Dzień dobry Panu.
-Dzień dobry, witam Cię serdecznie.
Jak dobrze Pan wie, w tym roku świętujemy osiemdziesięciolecie naszej szkoły. Czy mógłby nam Pan zdradzić, w jakich latach Pan uczęszczał do II Liceum Ogólnokształcącego ?
- No właśnie, to było tak dawno (…) zdaliśmy maturę w dziewięćdziesiątym pierwszym roku, czyli już bardzo, bardzo dawno temu.
Jak wspomina Pan lata spędzone w naszej szkole?
-Z czasem, pamięć zatrzymuje te najpiękniejsze wspomnienia. Młodość to niezwykły, cudowny czas. Wiem, jak to brzmi, bo mama mi też tak mówiła, ale faktycznie z wiekiem doceniam, jak piękny to był okres. Oczywiście nie zawsze była to sielanka. Kiedy po latach wróciłem do szkoły, stanąłem przed drzwiami od sali, gdzie była geografia, i poczułem napięcie! ( Pamięć mięśniowa jest jednak bardzo silna.) Nie były to więc tylko miłe i bezstresowe chwile. Ale ogólnie, bilans jest bardzo pozytywny. Wybór tej szkoły był świetną decyzją. Wtedy panowała opinia, że "pierwsze liceum" jest bardziej ambitne, ale ja uważam, że dwójka oferowała idealny balans między jakością a otwartością i szacunkiem.
Jaki był Pana ulubiony przedmiot szkolny i czy nadal Pan interesuje się tą dziedziną?
-Miałem kilka ulubionych. Matematyka dała mi pewność siebie, co bardzo pomogło mi w życiu. Byłem laureatem olimpiady, która pozwalała mi z większą pewnością siebie aplikować do szkół wyższych. To było bardzo cenne doświadczenie. W trzeciej klasie zapałałem też miłością do historii. Fascynowały mnie fakty i wydarzenia, a także to, dlaczego ludzie tak mało wyciągają z nich wniosków. Zamiłowanie do obu tych dziedzin pozostało mi do dziś.
Czy jakieś wydarzenie szkolne szczególnie utkwiło Panu w pamięci?
-Moment studniówki i matury był dla nas bardzo podniosły. To było jedno z wydarzeń, które symbolizowało wejście w dorosłość.
Czy utrzymuje Pan kontakt ze swoją dawną klasą?
- Do dziś utrzymuję kontakt z kilkoma osobami ze swojej klasy, w tym z Kasią Lelujko, która była moją koleżanką z klasy, a teraz jest nauczycielką języka niemieckiego w szkole.
Czy w naszej szkole napotkał Pan nauczyciela, który szczególnie zapadł Panu w pamięć?
- Tak, oczywiście. Spotkanie na swojej drodze wyjątkowego nauczyciela to fantastyczna sprawa. Dla mnie taką osobą był pan Henryk Horbaczewski, nasz nauczyciel WOS-u. Żyliśmy w czasach przemian i pan Horbaczewski miał bardzo wyraźne poglądy, ale najważniejsze jest to, że dał nam przestrzeń do wymiany myśli. Pokazał, że można fundamentalnie się różnić, a jednocześnie darzyć szacunkiem. Wydaje mi się, że mało kto tak potrafi, mnie też to przychodzi z trudem. Kiedy więc spotykam taką osobę, która zdecydowanie ma inne przekonania, to właśnie przypominam sobie, że my na swojej drodze spotkaliśmy człowieka, który potrafił z nami rozmawiać na argumenty, dawał nam przestrzeń, zostawiał czasami z otwartymi pytaniami. Wspomnę też naszą panią dyrektor Izabelę Babraj, która otaczała nas parasolem ochronnym, strzegąc przed błędami młodości.
Jakie różnice dostrzega Pan między dzisiejszą szkołą a tą z Pana młodości? Co zmieniło się najbardziej?
-Trudno mi powiedzieć, bo jestem tu gościem, ale zauważyłem, że szkoła bardzo się unowocześniła. Zmieniły się też standardy w podejściu do uczniów.
Skąd wziął się pomysł na założenie fundacji Sympatyków II LO w Elblągu?
- W wieku 50 lat zrobiłem podsumowanie swojego życia i uświadomiłem sobie, jak bardzo ważny był dla mnie okres liceum i ludzie, których tu poznałem. To mi dało „napęd” i to, gdzie teraz jestem, wynika między innymi z tego, co udało mi się zdobyć w szkole. Zacząłem te „sztafetę”, którą mam nadzieję kolejne roczniki będą kontynuować. To co robimy dzisiaj, nie jest przypadkiem, a jest wynikiem tego, co wydarzyło się wcześniej. Z tej wdzięczności zrodził się pomysł założenia Fundacji, aby w jakiś sposób „dmuchać w skrzydła” uczniom. Im więcej mamy takich wydarzeń, z których się cieszymy, za które jesteśmy wdzięczni, tym łatwiej nam w trudnych momentach. Jednym z celów fundacji jest właśnie podbicie waszej wartości, pewności siebie, wyposażenie plecaka z pozytywnymi emocjami. Pamiętać tez trzeba o osobach, które przyczyniły się do tego sukcesu, nauczycielach, którzy oddali serce i są teraz na emeryturze. Łączenie pokoleń to „sztafeta”, włączanie kolejnych roczników do tego dzieła.
Wielu młodych ludzi boryka się z myślą co dalej po maturze. Czy miał Pan podobny problem?
- Raczej, nie. W trzeciej klasie, wybierałem między prawem a ekonomią. Ale już w czwartej miałem wyznaczony cel, wiedziałem co chcę robić.
Jakie rady ma Pan dla obecnych uczniów II Liceum?
- To duże wyzwanie!!! Ja się kieruję tym, żeby jak najwięcej „być tu i teraz.” Dbanie o relacje - to jest najważniejsze. Nie chodzi o bycie najpopularniejszym, ale o to, żeby budować prawdziwe przyjaźnie, które przetrwają lata. Liceum to genialny moment, żeby je nawiązać.
Dziękuję Panu za poświęcony czas.
- Dziękuję.
Wywiad przeprowadził tegoroczny stypendysta Fundacji Sympatyków II LO Igor Dziemidowicz.