Wywiad z absolwentem II LO - 80 lecie szkoły

Weronika Chybicka: …to może zaczniemy od tego, jak wspominasz szkołę?

Piotr Nowosielski: Fantastycznie, z perspektywy czasu […] na każdych kolejnych systemach nauczania mówi się „no, skończysz podstawówkę, w gimnazjum to zobaczysz, no, w gimnazjum miałeś luz, w liceum to zobaczysz, a na studiach to już w ogóle zobaczysz”, nie? I powiem tak, że liceum ogólnokształcące, liceum, bo chodziłem tutaj do drugiego liceum, wcześniej tutaj było też trzecie gimnazjum, do którego chodziłem, wcześniej chodziłem do dwunastki, do podstawówki. […] I z pespektywy czasu, liceum, niestety, stety-niestety, ale to był ostatni taki okres, rzeczywiście tak intensywnej nauki, tak bym powiedział, mimo tego, że potem skończyłem dwa kierunki studiów, bo poszedłem na Uniwersytet Gdański, najpierw na ekonomię, później wziąłem dodatkowy kierunek, międzynarodowe stosunki gospodarcze, to ze względu na to, że jak poszedłem na tą ekonomię, to się okazało, że mam […] na pierwszym semestrze mam szesnaście godzin zajęć, z czego czternaście to wykłady, na które nie trzeba chodzić, i miałem cztery godziny ćwiczeń, człowiek się może naprawdę strasznie rozleniwić, więc niemalże popadłem w jakąś depresję, po to wziąłem drugi kierunek studiów, właśnie międzynarodowe stosunki gospodarcze, i wtedy jak już człowiek wszedł w większy rytm, no to wszedł na większe obroty, na studia poszedłem sobie na SGH, ale robiłem je już zaocznie, no, bo cały czas też pracowałem.

Ale okres wspominam […] fantastycznie, ale nie ze względu, na to, tak naprawdę, czego się nauczyłem, ale przede wszystkim, jakie relacje stąd wyniosłem i jakich ludzi właśnie w liceum, gimnazjum poznałem, bo z każdym kolejnym etapem, też, jak będziecie wchodzić w nowe środowiska, zaraz na studia rozjedziecie się po różnych miastach, zostaniecie tutaj, może wyjedziecie za granicę, to potem jest trudniej nawiązywać tak bliskie relacje, które nie byłyby tak powierzchowne, a ja z racji też tego, co robię, prowadzę biznes, to dużą wartość miałem właśnie z tego, że byłem w stanie, zawsze chciałem robić, miałem taką wizję, że chcę robić rzeczy z moimi kolegami, i zatrudniłem bardzo wielu kolegów, do tego mojego biznesu, do tych naszych portali pracy, i te znajomości po prostu przetrwały i to jest moim zdaniem największy benefit, i te największe skille, które z mojej perspektywy są istotne, może nie największe, ale istotne, bo wiecie, do matury jesteście się w stanie nauczyć, teraz jest dużo różnych rozwiązań, które to zrobi, trzeba oczywiście spiąć poślady, i to wykonać, przysłowiowe. Natomiast, no moim zdaniem te relacje, to coś, co się, co jest największą wartością, i z waszej perspektywy, może to jest taki frazes, ale zobaczycie, pójdziecie do pracy, w pracy, jak już, jeżeli pójdziecie na studia, bo teraz to jest też coraz mniej popularne. […] To jest cały czas takie wychodzenie ze strefy komfortu, w szkole, też tutaj, na studiach poznanie też innych, nowych ludzi. A w robocie, w sumie jest tak, że ta rotacja jest większa, no, bo ludzie znajdują nową pracę, awansują, gdzieś tam te, to wszystko się zmienia, i te relacje […] ze szkoły, gdzieś tam przetrwają. Z mojej perspektywy one trwały, po prostu, i trwają najdłużej, ze szkoły i ze studiów, tak naprawdę, więc mamy taką elbląską ekipę, właśnie w Trójmieście. Teraz jestem w Warszawie, więc relacje mam trochę rzadsze, ale zaraz jadę do Trójmiasta, też, więc tam się na pewno złapiemy, więc wspominam, w dużym skrócie, bardzo dobrze. Mm, tak, tak bym powiedział.

WC: A, nasza szkoła, możemy tak powiedzieć, że słynie z wielu wycieczek, czy wspominasz jakąś wycieczkę szkolną?

PN: Tak, wspominam jedną wycieczkę, jeszcze jak byłem w gimnazjum. To była wycieczka do Włoch, moją, moją wychowawczynią już była Grażyna Jackiewicz, ta Pani już tutaj nie uczy, jest dawno na emeryturze. To była wycieczka, na którą zbieraliśmy przez cały semestr, i pamiętam, że się odkładało, co miesiąc sto pięćdziesiąt, dwieście złotych, po to, żeby rzeczywiście pojechać tym autokarem do Włoch. To było lato, no ja pamiętam, że bardzo lubiłem pić Fantę, i jak każdy wziął, logicznie myślący człowiek, na wycieczkę zgrzewkę wody, ja wziąłem zgrzewkę Fanty, co było fatalnym pomysłem, bo przy trzydziestu stopniach domyślacie się jak mogła smakować. […] Więc, więc to była moja wycieczka. A tak, to wszelkiej maści zielone lekcje i tego typu tripy, też były jak najbardziej fajną sposobem spędzania czasu i zacieśniania więzi z ludźmi.

Dominika Rybska: […], jak wspominasz studniówkę?

PN: Studniówkę? Kurde, to jest dobre pytanie, no tak. Dobrze, miałem ją, na sali gimnastycznej, tam z tyłu stadionu Olimpii Elbląg, nie wiem czy tam teraz drugie LO nadal robi studniówki… […] No tak, na początku się tańczy tego, tam, poloneza. A, tak, na studniówce, pamiętam, że robiłem, przygotowywałem, tam, jakiś kabaret. Otwierający, tak, jakiś żenujący kabaret i stand-up, miałem z kilkoma kolegami, bo ja zawsze słynąłem właśnie z jakiś takich żenujących żartów. Wyszedł on, oczywiście, żenująco, ale taka była w sumie jego idea. Więc, wspominam bardzo dobrze.

Agata Mańkowska: Czy jeszcze w liceum narodził się u Ciebie pomysł, na to, co chcesz robić w życiu?

PN: Nie, absolutnie nie. Ja w liceum, hmm, co ja robiłem w liceum? Ja uwielbiałem grać w piłkę nożną i w szachy. I tym się, tym się, tym się, gdzieś tam pasjonowałem najbardziej. Coś tam sobie przeglądałem, jakieś rzeczy związane z biznesem, ale nic tam na poważnie, wiedziałem, że chcę raczej pójść na studia ekonomiczne. Bo wy jesteście klasą, jaką?

WC: Jesteśmy biologiczno-chemiczną.

PN: Biologiczno-chemiczną. Okej, no dobra, no to u Was nie ma jakby tego warunku, o którym powiedziałem, że w liceum […], na studiach Wy będziecie prawdopodobnie się też bardzo mocno przyłożyć, ale wiadomo, to jest kwestia fachu. Ale wracając do tego wątku, mmm, tak naprawdę, to człowiek trochę tak podąża… Biol-chem ma to do siebie, że rzeczywiście tutaj są najczęściej osoby, które czują, że rzeczywiście chcą być lekarzami, chcą być farmaceutami, wiedzą mniej więcej, co robią, chociaż może nie. […] Jak wiecie, może się sporo zmieni, zmieniło od tamtego czasu, nie? […] Wiecie, ja z racji, z racji swojego stażu, staram się wam też przekazać jak najwięcej rzeczy. Mm. Ja, […], to może tak od początku. Ja tutaj mieszkałem, na samym dole Królewieckiej, po lewej stronie, także miałem niedaleko, do, do szkoły. Mnie tylko mama wychowywała całe życie, więc ja tam nie miałem, żadnych, żadnych rodziców, którzy robili jakikolwiek biznes, nic, nic z tych rzeczy. Po maturze po prostu poszedłem pracować w gastronomii w Trójmieście, i potem już, tam jakby, powiedzmy sobie, na jakąś tam stację, stancję, dorobiłem, trochę tam pracowałem, później jakieś tam staże próbowałem robić w różnych dziwnych miejscach, tu doradztwo finansowe, tu jakieś banki, coś, i tak naprawdę, czułem, że chciałem po prostu, że chciałem jakiś projekt i rzeczy, które mają znaczenie, i tak naprawdę, w taki sposób, dwukrotnie zakładałem różne biznesy, przeprowadzałem się dwa razy do Warszawy, wracałem, mimo, że skończyłem SGH, to się potem rejestrowałem, jako bezrobotny, bardzo dużo różnych takich miałem zawiłości, ale, to, co, to, co było istotne z mojej perspektywy, to, to, że jak czułem, że nie należę do jakiegoś miejsca, czy, że to nie jest, jakby, coś co ja jestem w stanie dać z siebie […], z czego nie jestem w stanie dać dwieście procent, czym się pasjonuję, no to po prostu, po czasami roku, dwóch, trzech, czasami po pół roku, po prostu, po prostu zmieniałem przedmiot tych zainteresowań, i, to jest myślę też ważne do was, mmm, bo biol-chem to jest jakby, inny, inny świat, i to się nabańka, nie? W sensie, poziom trudności wasz, do przygotowań do matury, jest pięć razy większy niż jakikolwiek innych klas, powiedzmy sobie tutaj szczerze. Tak, jakby konkurencyjność i tak dalej, i tak dalej, i tak dalej, to jest zupełnie, co innego. Domyślam się, że większość z was chodzi na jakieś korepetycje, chemia, biologia i tak dalej, bo, żeby się dostać na jakieś dobre studia. Jeżeli, właśnie z tego tematu, no to naprawdę trzeba, po prostu, poświęcić się, nie? Trzeba się po prostu poświęcić. Ja nie wiem, czy tak to teraz też wygląda? […] No właśnie, i wydaje mi się, że szczególnie na biolchemie, jest tak, że jest takie duże poczucie takiego kosztu utopionego, w sensie takim „no ty, czasu spędziłam nad nauką tego, tyle czasu spędziłam, żeby się dostać, żeby zdać tą maturę z chemii, z biologii”, to są superciężkie rzeczy. […] Możecie mieć tak po prostu, że nie będziecie czuli serducha już do tego, po prostu, że pójdziecie nawet na tą biologię, na tą farmację, dostaniecie się gdzieś na tą medycynę, i stwierdzicie „kurde, no nie no, to nie jest dla mnie, ale starzy pakowali na mnie te pieniądze, na te korki”, to presja, presja, presja. Uważam, że powinniście mieć to w dupie, i powinniście wtedy zmienić kierunek, na taki, na który chcecie, czy zrobić coś zupełnie innego, i nie musicie się bać, z perspektywy czasu. Tak wiele znam osób, które, jakby to powiedzieć, czuły, że się nie nadają do tej medycyny, albo nie miały tego serca, ale, po prostu, były w tym, ze względu na to, że już po prostu wybrały kiedyś sobie taką drogę, nie? I, tak naprawdę, to świat stoi przed wami otworem, i możecie się nauczyć wszystkiego, teraz jest tak duża, tak duży niż demograficzny, że ludzi do pracy, wykształconych, naprawdę brakuje, i wydaje mi się, że to, co, to co, to co, chcę po prostu wrzucić, no to, to, że jeśli już pójdziecie na te studia, i jeżeli nie będziecie czuli naprawdę tego funu, z tego, co chcecie robić, że to nie jest to, to nie bójcie się sobie zmienić na coś innego, bo perspektywa straty nawet roku, czy dwóch, w perspektywie całego życia, to jest naprawdę nic. Naprawdę. Nie to żebym was zniechęcał do studiowania medycyny, bo to nie o to chodzi, nie. Ja byłem w związku z dziewczyną, która właśnie była po medycynie, studiowała ją na UW, i tak dalej, z Warszawy, i powiem wam szczerze, że właśnie to jest bardzo duże wyrzeczenie, nie? To są te pięć czy sześć lat studiów, potem praktyki w szpitalach, w zależności od tego, jakie oddziały i tak dalej. Naprawdę, ja mimo tego, że ja jestem bardzo zapracowany, to czułem, że, jakby, ona jest ode mnie dwa razy bardziej, po prostu, zapracowana, i jeszcze się cały czas uczy, i tak dalej. Więc, jakby wy jesteście tutaj na pewno wyjątkiem, ze wszystkich tutaj klas, jeżeli chodzi o zawziętość, i tak dalej. Dlatego, no, możecie się też zastanowić „dobra, to może moje talenty, mogę je jeszcze w inny sposób gdzieś tam”, wiecie, „wykorzystać”. I nie mówię tego, żeby was zniechęcić, tylko żeby was otworzyć, bo w zasadzie to, że jesteś na biol-chemie, to nie znaczy, że musisz skończyć, po prostu, rzeczywiście, jako lekarz. I praca lekarza, rzeczywiście, też jest zajebista, tak, tylko ma ona swoją naprawdę dużą, czasami, cenę, co nie jest proste, i moja droga też to trochę pokazuje, że tak, po prostu, szedłem za tym, co mi podpowiada serce, i szukałem tego jakby cały czas, z tego względu próbowałem różnych pomysłów na biznes. Jeżeli wam podpowiada serducho – medycyna, no to bądźcie, jakby, w tym temacie. A jeżeli poczujecie w pewnym momencie, że straciliście to serce, że to jednak nie jest to, no to nie wahajcie się, po prostu zmienić, bo życie macie jedno, nie? Wiem, że zabrzmiało trochę Paulo Coelho, ale chodzi tu o to, żebyście też trochę usłyszeli coś z perspektywy lat, bo ja znam bardzo wiele osób z różnych roczników, które skończyły liceum, poszły na studia, skończyły studia – wiem, po prostu, jak takie życie czasami się może potoczyć. […]

Karolina Tykarska: Czy któreś lekcje, z liceum, zainspirowały Cię, do rozwijania się w branży, w jakiej jesteś teraz?

PN: Dobre pytanie, wiesz, co, ja zawsze lubiłem matematykę, to mi zawsze bardzo łatwo przychodziło, ścisłe rzeczy i WF, jak wiadomo. Natomiast, szczerze mówiąc, to, trudno, trudno, ja pamiętam, że spędziłem bardzo długo czasu, i byłem na siebie wkurzony, na zasadzie, że „kurde, ja nie wiem, co mam robić w życiu, nie wiem”, czytałem tą książkę biznesową, tutaj to zastanawiałem się, rozkminiałem, może taką pracę, może taką, może tu spróbować, i byłem taki bardzo niecierpliwy, co do tego, żeby odpowiedzieć sobie na to pytanie, i w zasadzie, z perspektywy czasu, nie ma nic złego w tym, więc, to, co ja bym wam też polecił, no to, to żebyście, wiecie, testowały, testowali, ile tylko się da. Właśnie to, co jest fajne, co nie jest fajne, chodziły na staże, na praktyki, nawet spróbowały może jeszcze jakiegoś innego tematu, co może jest bardziej związane z waszą pasją, wiadomo, te staże, to czasami mówią, że „a, to wam pieniędzy nie da, czasami pieniądze nie są najważniejsze”, nie? Więc, pod kątem inspiracji, wiesz, co, chyba, chyba nie, w taki bezpośredni sposób, nie? Więc, tu pewnie mniej, chociaż zawsze bardzo lubiłem historię, no i matematykę. […] No, to było ciekawe w ogóle, to jest, ja byłem, ja byłem w klasie mat-fiz, a moją wychowawczynią była Pani od historii, dziwne trochę, co nie? …która sobie wkręciła, że matematycy są najlepszymi historykami, bo mają najlepszą pamięć do dat. I do cyfr, nie? Tak w dużym skrócie, więc nas tak piłowała z tej historii, mieliśmy dodatkową historię. […]

WC: A jakiś takich nauczycieli najlepiej tutaj wspominasz?

PN: Kojarzę, Pani Cybulska, oczywiście WF-istów, Matwiejczuk… […] Wiecie, ja akurat byłem takim typem ucznia, który ten, generalnie zawsze potrafił, tam, trochę zaczarować tego, tam, nauczyciela, przegadać, tym nauczycielom nie chciało się ze mną gadać. Wiedzieli, że ja, jakby, powyżej średniej te przedmioty mam, więc, już tam machali ręką, na mnie, nie? Więc ja raczej miałem dobre stosunki z nauczycielami, także tak to bym raczej ujął.

Aniela Kołtek: To jeszcze tak może wracając do tego, co mówiłeś wcześniej, właśnie o tej zmianie studiów, i o tym żebyśmy się odnaleźli, to, kiedy według Ciebie jest taki najlepszy moment, żeby zdecydować się, co chcemy robić, i w jaki sposób, jakby?

PN: No właśnie, to jest ciężko, ja miałem też te same pytania, nie? W sensie, zastanawiałem się, „kurde, jak do tego podejść, jak tego szukać?”. […] Nie no, wiesz, ja, żeby zacząć robić to, co robię, to przez siedem lat, powykładałem różne dziwne biznesy, nic mi nie wychodziło, więc tak naprawdę, to byłem jakby antytezą, jakby człowieka, któremu coś wychodzi, nie? Ale próbowałem, próbowałem, nie bałem się próbować, przede wszystkim miałem poczucie własnej wartości, tego, że okej, kiedyś dowiodę, kiedyś to zrobię, kiedyś coś fajnego osiągnę, więc szedłem mimo niepowodzeń.

KT: A co było momentem przełomowym, w którym zrozumiałeś, że to jest to co chcę robić?

PN: Dobre pytanie, wiesz co, ja przez dłuższy okres czasu żyłem za naprawdę małe pieniądze jako gdzieś tam freelancer, i tak dalej. Jak zobaczyłem, że ten biznes, który rozpocząłem w końcu zaskoczył i zaczyna zarabiać pieniądze, to zacząłem czerpać z tego jakąś większą satysfakcję, zacząłem się zastanawiać, jak mogę pomóc większej ilości osób znaleźć ta pracę i szedłem, rozwijałem te portale pracy. Natomiast ja przede wszystkim ustawiałem sobie takie wyzwanie intelektualne, w sensie, „no dobra Piotr, no to weź, spraw, aby rzeczywiście zbudować jakiś biznes, dać ludziom jakieś miejsce pracy, stworzyć coś co ma jakieś większe znaczenie”, ale to co dawało mi największą frajdę, to robienie rzeczy, które lubię, z ludźmi, z którymi lubię spędzać czas. Jak już zobaczyłem, „dobra Piotrek, w końcu ci jakiś biznes wyszedł”, chociaż na koniec dnia z tymi biznesami jest tak, może ci dziesięć biznesów nie wyjść, ale ważne, żeby ci chociaż raz wyszło. Jak już raz ci rzeczywiście wyjdzie, będziesz sam w stanie stworzyć coś ciekawego, będziesz w stanie już samodzielnie się utrzymać, możesz kilka osób zatrudnić.

Wiktor Rochoń: Masz jakieś książki, które zmieniły twoje życie?

PN: Wiesz co, długo o tym myślałem, pod kątem tego czy mam jakieś autorytety i długo ich szukałem i trudno mi było znaleźć takie osoby, W pewnym momencie duże wrażenie zrobiła na mnie Terry Fox, to był chłopak 20-letni, który był chory na raka, miał amputowaną nogę, a mimo tego, chciał przebiec całe Stany Zjednoczone z protezą, żeby promować profilaktykę nowotworową, niestety nie dokończył tego biegu bo zmarł, ale on był dla mnie synonimem takiego ekstremalnego wysiłku, poświęcenia dla idei wbrew wszystkiemu. A tak to wiesz, pod kątem tych książek, chyba nie mam takiej jednej, po której bym powiedział, że zmieniła ona moje życie i na pewno kiedyś nie było takiego dostępu do podcastów, wywiadów z ludźmi, a pewnie z tego bym teraz chętniej korzystał, wydaje mi się, że częściej stawiałem na swój zdrowy rozsądek, wyciąganie wniosków z własnych myśli. Od momentu, kiedy poszedłem na studia prowadzę swój dziennik, on ma już 1200 wpisów przez 18 lat, tam po prostu rozmawiam sam ze sobą i wyciągam pewne wnioski, pisząc jestem w stanie sam się na czymś skupić. Ludzki umysł zmienia punkt uwagi co 8-15 sekund i jak usiądziesz sam z komputerem czy kartką papieru, zrozumiesz, że jesteś w stanie dojść do głębszych wniosków, do których nie doszedłbyś w międzyczasie. Więc ja bym przede wszystkim stawiał na samoświadomość. Oczywiście jednak czytam książki i wy też czytajcie, może wyciągniesz chociaż jedną rzecz, która cię zastymuluje, żeby działać.

Dominika Łysakowska: Ja mam pytanie dotyczące branży informatycznej, ponieważ czytając wywiady, których udzielałeś w jednym z nich przeczytałam, iż stwierdzasz “mówienie o kulturze ciężkiej pracy jest łatwą wymówką dla ludzi, którzy są zmęczeni, lub nie osiągnęli tego co zamierzali osiągnąć” i w takim razie mam pytanie, co sądzisz o idei work-life balance, która jest tak często promowana przez firmy z branży IT?

PN: Dla mnie to jest buzzword nie? W sensie takim, że to był wątek kultury zapierniczania ujęty w nieco inny sposób. Powiem tak, jeżeli ciężko pracujesz, to dla ciebie błogosławieństwem jest to, żeby było jak najwięcej work-life balance’u, bo dzięki temu jesteś w stanie wyróżnić się ponad innych, po prostu wiadomo zależy komu na czym zależy. Ja jestem człowiekiem, który ceni sobie cięższą pracę i daje z siebie trochę więcej, wydaje mi się, że wy na biol-chemie rozumiecie, że to nie są jakieś tam przelewki i trzeba się trochę poświęcić. Z mojej perspektywy work-life balance, ja trochę pod publikę powiedziałem, takiego skrótu myślowego użyłem, że to jest buzzword, określający ludzi, którzy gdzieś tam maja wymówkę, że ja mam work-life balance, ja nie chcę zostawać po godzinach, ja nie chcę ciężko pracować, ten szef to na mnie wywiera taką presję, że to jest jakiś despota. To jest bzdura, ludzi tak bardzo brakuje do pracy, ale nie będę ukrywać, że nie chodzi też o to, żeby się zatracić w pracy tak w 100%. Moim zdaniem jednak, jeżeli jesteście ambitni, no to lepiej jest dać z siebie więcej, bo zobaczycie, że będziecie odskakiwać. Będzie wam łatwiej, po prostu lżej i potem już będziecie szli siłą rozpędu. To tak bym do tego podszedł. Mam też wokół siebie ludzi, którzy to rozumieją, że trzeba ciężko pracować, z czego też oczywiście mają określone benefity finansowe. Więc to tak w dużym skrócie, im więcej ludzi, wyznawców work-life balance, tym lepiej dla każdego, kto mówi “nie dobra, to może ja zepnę te przysłowiowe poślady i usiądę dłużej, nie?”, bo naprawdę wymaga się coraz mniej.

WC: Wspomniałeś wcześniej o tym dołku, w którym byłeś bezrobotny i co było dla ciebie motywacją w tamtym okresie?

PN: Wiara w siebie, w sensie to, że okej, wiem, że zawsze na tle innych osób byłem w stanie się wyróżnić i byłem w stanie dowodzić, czy to w szkole, czy na studiach, czy podczas różnych projektów. Po prostu szukałem różnych sposobów, dorabiałem gdzieś, różne fuchy miałem, ale szedłem do przodu.

AK: To na czym może powinniśmy się skupić w liceum, co nam się najbardziej przyda?

PN: Dobre pytanie, wiesz co, na zrozumieniu rzeczywiście co wam sprawia największy fun. Z mojej perspektywy wiecie, studia to też będzie taki fajny moment, bo to też będzie moment wejścia w dorosłość, zerwania się z kagańca rodziców, i tak dalej. Na pewno, jeżeli nie spróbujecie, to też się nie dowiecie, zaczniecie studia medyczne to łapcie wakacyjne staże i sprawdźcie, jak to działa, zobaczcie, czy wam pasuje praca na dyżurze, gdy to życie się dzieje. Gdy wracacie o 7 rano totalnie utyrani, cały dzień jest po prostu w plecy. Wydaje mi się, że ważne jest to, żeby nie nakładać na siebie jakiejś dużej presji, że wy już musicie wiedzieć, że wy już musicie wybrać tą specjalizację, czy chcecie być chirurgiem, dermatologiem, czy ginekologiem. Nie musicie i uważam, że najgorzej wyszli na tym ludzie, którzy nakładali na siebie presję, że „podjąłem już decyzję i już nie mogę jej zmienić”.

AM: Czy jesteś w pełni usatysfakcjonowany z rozwoju swojego projektu, czy chciałbyś poszerzyć zakres swojej działalności?

PN: Wiesz co, nie jestem jakoś super zadowolony z tego, bo musiałem podczas dwóch ostatnich lat zwolnić ponad 100 osób, no bo przyszedł kryzys w branży IT, miałem ponad 250 osób, a teraz około 120-130 osób, przychody nam spadły bardzo mocno, bo o kilkadziesiąt milionów złotych. To jest duża odpowiedzialność, na moich barkach leżą setki rodzin i byłem zbytnim optymista. Gdy rynek był wzrostowy byłem tym optymistą, ale gdy widmo kryzysu zaczęło się gdzieś obracać, to nadal byłem optymistę, zamiast być tam już realistą i już z wyprzedzeniem jakieś rzeczy robić. Była sytuacja taka, że tam 30 marca 2023 zwolniłem z 50 osób, a 1 kwietnia przyszło 30 nowych, bo miałem ich zakontraktowanych wcześniej. Więc na pewno mógłbym jakieś rzeczy robić lepiej pod kątem bycia bardziej realistą niż optymistą.

WC: Planujesz tez ekspansję na rynki zagraniczne, czy skupiasz się na Polsce?

PN: Wiecie co, ja się będę chciał rozszerzyć na edukację, bo ludzie, którzy szukają pracy są w takim ciekawym momencie, gdy albo zostali zwolnieni, albo czują, że im potrzebne jest nowe miejsce i oni też mają inne potrzeby, potrzeby, aby podnieść swoje umiejętności. Dlatego będę dokładał jeszcze wątek edukacyjny.

WC: Czyli jak na razie zostajesz w Polsce?

PN: Dokładnie tak.

 

Transkrypcja i korekta: Weronika Chybicka, Wiktor Rochoń